wrz 18 2002

nagłówek, inaczej czapka...


Komentarze: 0

Nieważne która czcionka, ważne żeby zacząć. Co zatem jest ważne? To co jest? A może to co czuję? A może zasady wiary? A może to że kiedyś byłem śmiertelnie zakochany? A może to że nie mam pracy i rujnujące kredyty na szyi. Nie wiem, spróbuję więc wyrzucić z siebie cos z czym nie mogę sobie dać rady.

Raptem miesiąc temu poznałem dziewczynę. W Chorwacji. To było jak narkotyk. Nie to że ogłupiające..., nie to było , to jest uzależnienie.

Więc miała niski, lekko gardłowy głos. Przeciętną urodę i uśmiech za który gotów jestem, eee... pieprzenie; Po prostu, kiedy się uśmiechała i mówiła, spływał na mnie spokój. Nie chciałem od niej nic. Chciałem żeby była i mówiła. Mówiła po polsku i chorwacku, trudno było nawet jej samej określić kim właściwie jest.

W końcu mam swoje życie, może z lekka nieuporządkowane, ale stabilne. Mam też swoje lata – tak zwane dojrzałe. W tym wieku człowiek decyduje się na ostatnią “partyzancką” wyprawę w życiu z synem lub kumplami ze studiów, albo kupuje kija do golfa. No, można jeszcze poszaleć za panienkami – bo to głowa siwieje, etc.

Myślę, że nawet nie wiedziała, jak na mnie działa. Ale coś mi mówi, że to czarownica. Bo jakże inaczej. Są nieliczne kobiety, które czarują. Niektóre nie wiedzą nawet, że maja taki dar. Większość tych nielicznych jednak odczytuje ten dar bezbłędnie. Ona – tak sądzę – dopiero zaczynała odkrywać co może.

Sam interesuję się i uprawiam po trosze terapię za pomocą dotyku rąk. Z doświadczenia wiem ,że pomaga na migreny, bóle brzucha i nagniotki. Stosować 3 x dziennie o ile lekarz nie przepisz inaczej...

Jej ręce miały dużą moc, naprawdę to było coś... Ale to tylko zewnętrzny przejaw tej mocy jaką Slava posiada.

Było w niej coś z dziecka. Coś niepewnego, w postawie i głosie. Tak, właśnie, dziewczyna z prowincji w Polsce, na prowincji w Chorwacji. Brak jej było tej wyzywającej, śmiałej postawy miejskich dziewczyn, które zdają się mówić “postaraj się i weź mnie”. Jednocześnie na duszy miała ciemny ślad, który cieniem się kładzie na większość ludzi tam. Wojna, śmierć, zniszczenie, tragedie. Ona też to w sobie jakoś nosiła. Nigdy nie mówiła o tym. Jak każdy tam. Ale miała w sobie tę mądrość zrodzoną z bólu i nieszczęścia. Jeśli nie własnego to bliskich, krewnych, znajomych.

Sporo rozmawialiśmy. O ile zdołałem ją spotkać wieczorem. W dzień miała sporo zajęć, a i ja zasadniczo nie byłem tam prywatnie. Spotykaliśmy się wieczorem przy dyskotece. Było koszmarnie głośno i niewiele rozumiałem z tego co mówi. Nie było to istotne. Gapiłem się wtedy w nią jak uczniak zapominając o Bożym świecie. W końcu na całym świecie wówczas była tylko ona i ja.

Byłem tam tylko dwa tygodnie. Szczerze mówiąc nie chciałem po prostu “wyrwać” panienkę, po to by ją nieelegancko to nazywając “przelecieć” i zapomnieć. Nie ją.

Może to jakiś instynkt samozachowawczy by nie paskudzić wszystkiego, co piękne i tajemnicze. Trochę romantyzmu w tym w końcu też jest nadal. Bo mimo, że wróciłem do domu już prawie 4 tygodnie temu, to one ciągle błąka się po tej mojej ogłupionej z lekka głowie. Może pogadam z Freudem, chociaż ten to dopiero może mi nawciskać kitu.

Myślałem, że to może tak, że to taki symbol luzu, zapomnienia wakacyjnego, brak trosk, i tak dalej. Ale ona ciągle tutaj jest. Mimo, że jeszcze nie wie o tym. Zdaje się, że z tego wszystkiego wyślę jej list. W końcu miedzy nami mówiąc, to nie należała do tych panienek, które symbolicznie wysyłają kartki do znajomych w ostatni dzień wakacji , po czym wymieniają się adresami ze wszystkimi po to by nigdy nie napisać, ani nie zadzwonić.

Chyba sobie znów napaskudzę w życiorysie... Ale może to moja ostatnia wyprawa, a potem to “Tylko w porze wieczornej, tuż za Koniem Szalonym na wyprawy się wypuszczam, gdzie bywałem już...”

hamad : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz